Czy życie rzymskiego legionisty różniło od losów dzisiejszych wojskowych? Wiemy, co pisali w listach do bliskich

Choć podbijali Europę, Afrykę i Azję dwa tysiące lat temu, życie rzymskich żołnierzy nie różniło się zbytnio od losów ich współczesnych kolegów. Tęsknota za domem była i jest zawsze taka sama. Czy to w Afganistanie, czy w Egipcie.
Czy życie rzymskiego legionisty różniło od losów dzisiejszych wojskowych? Wiemy, co pisali w listach do bliskich

Rzymska armia to według wielu historyków ucieleśnienie najwyższego stopnia organizacji, fizycznej sprawności i męstwa na polu bitwy. To legionowe orły, sprawnie zarządzane obozy oraz ochrona imperium przed barbarzyńcami. To Juliusz Cezar, Trajan i Konstantyn Wielki. Tysiące wygranych potyczek. Jednak żołnierskie życie wypełniała nie tylko walka. O tym, jak wyglądało ono naprawdę, możemy się przekonać, czytając listy sprzed blisko dwóch tysięcy lat.

WY O MNIE NIE MYŚLICIE

„Aureliusz Polion, żołnierz II legionu Adiutrix, do swojego brata Herona, jego siostry Pluty i jego matki Senofis, sprzedawczyni chleba (…) gorące pozdrowienia. Dniem i nocą modlę się o wasze dobre zdrowie i zawsze kłaniam się wszystkim bogom w waszym imieniu”. Tak zaczyna się spisana na skrawku papirusu wiadomość, która z dalekiej Panonii (dzisiejsze Węgry), miasta Aquincum (obecnie Budapeszt), dotarła do miejscowości Tebtunis, położonej na obrzeżach egipskiej oazy Fajum. List przetłumaczył i opublikował Grant Adamson z amerykańskiego Rice University. Według niego wiadomość Poliona przepełnia uderzająca tęsknota za rodzinnym domem. „Nie przestaję do was pisać, choć wy o mnie nie myślicie. Ale będę dalej to robił, zawsze będziecie w moich myślach i sercu. Nigdy do mnie nie napisaliście o swoim zdrowiu, co u was słychać. Martwię się o was, bo chociaż ode mnie listy dostajecie często, nigdy nie odpisaliście (…). Wysłałem do was sześć listów”. List młodego legionisty – z kontekstu wynika, że zaciągnął się całkiem niedawno – dowodzi, że życie rzymskiego żołnierza nie różniło się zbytnio od losów współczesnych wojaków, stacjonujących daleko od domu. Podobną wiadomość mógłby wysłać na przykład polski saper z Afganistanu.

List Poliona to nie jedyny taki dokument z czasów starożytnych. „Podobnych żołnierskich wiadomości różnego typu jest w sumie około 800. Największy zbiór, liczący około 700 fragmentów, pochodzi z przełomu I i II wieku n.e. z terenów Brytanii” – mówi prof. Piotr Dyczek z Instytutu Archeologii UW. Został znaleziony w forcie Vindolanda, położonym nieco na południe od Wału Hadriana. Stacjonowały tam oddziały pomocnicze rzymskiej armii – podejrzewa się, że były to kohorty Batawów i Tungrów (plemiona z terenów położonych obecnie w Holandii oraz Belgii). W trakcie wykopalisk niedaleko antycznej łaźni oraz w studni odkryto cały zestaw drewnianych wiórów, wielkości kartek pocztowych zrobionych z lokalnego drewna, głównie dębu. Wykorzystywano je do pisania prywatnych listów, zarówno „wprawek”, jak i gotowych dokumentów. Niektóre zachowały się w całości, inne tylko we fragmentach. Jednak nawet z tych drobnych strzępków informacji daje się wyłuskać sporo danych na temat codziennego życia legionistów z dala od Rzymu. Najmłodsze powstały w 105 roku, kiedy jedna ze wspomnianych jednostek opuściła Vindolandę.

Drugi zestaw żołnierskich listów pochodzi z II i III wieku n.e. Są to papirusy z Dura Europos w Syrii nad Eufratem. Co ciekawe, oprócz listów prywatnych zachował się tam też kalendarz wojskowy, w którym zapisano, jakie święta obchodzono w ciągu roku, kto wydawał uczty, jakie składano ofiary. Całkiem sporo podobnych dokumentów znaleziono także na terenie kraju nad Nilem. Były zazwyczaj przemieszane z innymi listami spisanymi na papirusach. W książce „Życie codzienne w Egipcie greckich papirusów” prof. Anna Świderkówna wymienia co najmniej kilka tego typu zapisków. Do tej kolekcji dołączył właśnie list przetłumaczony przez Granta Adamsona. Znaleziono go ponad sto lat temu, pod koniec 1899 roku, ale ze względu na kiepski stan dopiero teraz udało się go odczytać dzięki zdjęciom w podczerwieni.

RZYMSKA POCZTA SA

Żołnierskie listy podróżowały po całym imperium dzięki niezwykle wydajnemu wojskowemu systemowi pocztowemu. Najłatwiej było je wysłać do Rzymu, bo dowództwo legionów nieustannie dostarczało tam różnego rodzaju raporty, dzięki czemu także i prywatne wiadomości w ekspresowym tempie docierały do serca Imperium. „To wyglądało tak, jak czasami widzimy na filmach, posłańcy zatrzymywali się na chwilę w zajeździe, wymieniali konie i gnali dalej” – mówi prof. Dyczek. W ten sposób list z Vindolandy do Rzymu i z powrotem szedł 2 tygodnie. A wiemy o tym dlatego, że na dokumentach znalezionych w Brytanii zachowały się daty. „Trzeba tu też pamiętać, że nie odpisywano natychmiast, kurier musiał poczekać w Rzymie na odpowiedź”- dodaje prof. Dyczek. Z kolei dystans pomiędzy Bizancjum a Rzymem (około 1400 km) kurier pokonywał w 48 godzin. Imperialna poczta działała więc szybciej niż współczesna. Listy polskich żołnierzy z Afganistanu w najlepszym przypadku docierają do kraju po 2-3 tygodniach, a niektóre idą nawet 2 miesiące.

Wydaje się jednak, że z Aquincum do Egiptu list szedł nieco dłużej niż wiadomości z Brytanii do Rzymu. Głównie dlatego, że musiał pokonać Morze Śródziemne. „Długość takiej podróży zależała od pory roku, wiatrów i trasy statku, na którego pokładzie przewożono korespondencję. Stateczki prywatnych kupców pływały od jednego portu do drugiego i zbierały przesyłki. Z Budapesztu do Aleksandrii list mógł iść nawet trzy tygodnie” – mówi prof. Dyczek.

Na podstawie zawartych w zapiskach Aureliusza Poliona wskazówek, jak i stylu pisma, Grant Adamson przypuszcza, że dokument powstał tuż po 214 roku. Być może za panowania zmarłego w 217 roku cesarza Karakalli. „Relacje w rodzinie są napięte, Polion zdaje się żałować, że ją opuścił. Zmartwiony, chcąc przywrócić dobre stosunki, informuje, że zamierza ubiegać się o urlop” – mówi „Focusowi Historia” amerykański uczony. Choć list nie jest kompletny, przebija z niego prawdziwa rozpacz. „W czasie, gdy jestem w Panonii, wysłałem do was listy, a wy traktujecie mnie jak obcego. (…) Dostanę urlop od dowódcy konsularnego i przybędę do was, żebyście wiedzieli, że jestem waszym bratem” – pisze Polion.

Ze starożytnych źródeł wynika, że uzyskanie kilku tygodni czy nawet miesięcy „wolnego” było możliwe, choć nie możemy stwierdzić jednoznacznie, czy żołnierzom przysługiwał jakiś konkretny wymiar urlopu. „Wydaje się, że w trakcie pokoju takie prośby były pozytywnie załatwiane w razie potrzeby. Istnieją dokumenty dowodzące, że żołnierze mogli jechać na wielkie uroczystości rodzinne, na przykład pogrzeby czy śluby” – mówi prof. Dyczek. W przypadku Poliona urlop mógł być całkiem długi, bo sama podróż z Panonii do Egiptu i z powrotem zajmowała około 2 miesięcy.

Co ciekawe, list młodego Egipcjanina nie jest jedynym, którego autor żali się, że nie dostaje odpowiedzi. Kiedy przegląda się dawne zapiski, trudno się oprzeć wrażeniu, że żalenie się na brak korespondencji było wówczas dość powszechne. W wiadomości wysłanej do stacjonującego w Vindolandzie Parysa, niejaki Sollemnis pisze: „Chcę żebyś wiedział, że pozostaję w dobrym zdrowiu i mam nadzieję, że ty także, niedbający o innych człowieku, który nie wysłał do mnie ani jednego listu”. Z kolei żyjący najprawdopodobniej w II wieku n.e. Apollinarios pisał z Bostry w Arabii do ojca w Egipcie: „A to mnie niepokoi, że chociaż pisałem do ciebie wielokrotnie przez chorążego Saturniana, a także przez Juliana, syna Longinusa, nic mi jeszcze nie odpisałeś o twoim zdrowiu”.

ŻONA DOWÓDCY WYDAJE PRZYJĘCIEJednym z najsłynniejszych listów, jakie odnaleziono w brytyjskiej Vindolandzie, jest wiadomość wysłana przez kobietę. Dama nazywała się Klaudia Sewera i była przyjaciółką żony dowódcy jednej z kohort stacjonujących w tym miejscu, niejakiej Sulpicji Lepidyny.„11 września, siostro, w dzień święta moich urodzin, serdecznie cię zapraszam. Chcę się upewnić, że do nas przybędziesz (…). Spodziewam się ciebie siostro” – brzmi fragment zaproszenia. To dość niezwykły dokument, bowiem kobiety rzadko mieszkały w rzymskich fortach. Prawo do zabrania ze sobą małżonki„na misję” mieli jedynie oficerowie. Pobyt na dalekim pograniczu był dla żon bardzo ryzykowny. Zachowane zaproszenie świadczy jednak o tym, że panie bawiły się dobrze – bez względu na okoliczności.

WESOŁE JEST ŻYCIE OFICERA

Korespondencja Apollinariosa jest zresztą o tyle ciekawa, że zachowały się dwa jego listy, jeden napisany do matki, drugi – do ojca. Obydwa powstały w tym samym czasie i odnoszą się do tych samych wydarzeń. Różnią się jednak rozłożeniem akcentów. „Ilekroć myślę o was, nie jem i nie piję, tylko płaczę. (…) Pani moja, (…) bądź spokojna i zadowolona, bo jest mi tu dobrze. A kiedy wy się martwicie, ja się dręczę” – pisze Apollinarios do matki. Młody człowiek, który niedawno się zaciągnął, musiał pochodzić z zamożniejszej rodziny, ponieważ od razu zyskał stanowisko oficerskie. „Dzięki składam Sarapisowi i Tyche, że chociaż wszyscy męczą się cały dzień łupiąc kamienie [w kamieniołomach – przyp. red.], ja, jako oficer, chodzę sobie, nic nie robiąc” – chwalił się matce. Ojciec dostał już bardziej szczegółowe informacje. „Podczas gdy inni przez cały dzień łupią kamienie i robią różne rzeczy, ja aż do dziś nie zajmowałem się żadną taką ciężką pracą. Prosiłem nawet legata Klaudiusza Sewera, żeby uczynił mnie swoim sekretarzem, a on »Nie ma wolnego miejsca, ale na razie zrobię cię sekretarzem legionu z nadzieją na dalszy awans«”.

Wiele też wskazuje, że klimat Bostry, znajdującej się na terenie dzisiejszej południowej Syrii, był bardziej gorący niż egipski, ponieważ w obydwu listach młody człowiek prosi o przysłanie płóciennego ubrania. „Tego tutaj nie ma, a są straszne upały” – pisze. Żołnierskie listy odzwierciedlają więc nie tylko realia życia w wojsku, są też zapisem codziennych problemów, z jakimi musieli się borykać legioniści. „Są wiadomości z pretensjami, dotyczące kwestii spraw rodzinnych i majątkowych, zamówienia na konkretne towary albo podziękowania za to, że przysłano im jajka, jabłka czy czosnek” – mówi prof. Dyczek.

Tym, co dzisiaj szczególnie uderza, jest niezwykły szacunek, jakim żołnierze darzyli krewnych oraz bogów. Młody Apion z Filadelfii (miasto w Egipcie – przyp. red.) zaciągnął się do rzymskiej floty. W drodze z Egiptu do italskiego portu Misenum, jednej z głównych baz floty rzymskiej, miał niebezpieczną przygodę – okręt, którym płynął, znalazł się w samym środku burzy. Dlatego też tuż po przybyciu na miejsce napisał: „Apion swemu ojcu i panu, Epimachowi, wiele pozdrowień. Przede wszystkim modlę się, żebyś był zdrów, czul się dobrze i żeby Ci się dobrze wiodło razem z moją siostrą, jej córką i moim bratem. Dzięki składam Panu Sarapisowi, że mnie natychmiast ocalił, kiedy znalazłem się w niebezpieczeństwie na morzu. (…) Proszę cię więc, mój panie ojcze, napisz mi liścik, po pierwsze – co u ciebie słychać, po drugie – co u brata i siostry, po trzecie – żebym mógł ucałować twą rękę, bo mnie wychowałeś dobrze (…). Modlę się, żebyś był zdrów”. I nawet jeśli część z tych zwrotów to tylko efekt pewnej konwencji, trudno oprzeć się wrażeniu, że piszący je ludzie byli ze sobą znacznie bliżej związani niż my współcześnie.

Znajdowane w Egipcie czy na Bliskim Wschodzie dokumenty spisywano po grecku, w Brytanii – po łacinie. Analizowany przez Granta Adamsona list Aureliusza Poliona ze względu na pochodzenie autora także sporządzono po grecku, ale ma on pewne łacińskie naleciałości związane ze znakami interpunkcyjnymi oraz sposobem formowania liter. „Listy te dowodzą, że rzymscy żołnierze byli bardzo dobrze wykształceni, umieli czytać i pisać, co w świecie antyku nie było takie powszechne. Na przykład w przypadku Vindolandy teksty zostały napisane bardzo dobrą łaciną. Nie byli to więc – jak się czasami wydaje – całkiem prości ludzie – »mięso armatnie«, które tylko dzielnie walczy. Oczywiście, nie ma tam cytatów z pism najsłynniejszych filozofów, są to zwyczajne listy, takie jak i dziś pisuje się do rodziny” – mówi prof. Dyczek.

Zwyczajne listy zwyczajnych ludzi sprzed blisko dwóch tysięcy lat wzruszają jednak równie mocno jak zapiski współczesnych saperów stacjonujących w Afganistanie. Bo miłość i tęsknota żołnierza do bliskich od tysięcy lat pozostają takie same.